A sam piątek... no cóż... Gdy wrócę do domu po ciężkim tygodniu pracy, to pierwsze co robię, to zamiast sprzątać, czytać, robić cokolwiek z zaplanowanych rzeczy... idę spać. Na "pół godzinki", co kończy się ok. 3 godzinnym snem. Zapewne spałabym dłużej gdyby Arek, Elmo albo rodzice telefonem mnie nie obudzili. I to tyle z mojej piątkowej aktywności, bo gdy obudzę się to przez najbliższe pół godziny jestem zaspana, a potem muszę coś zjeść, ogarnąć się i bum - już mamy 21-22. Czyli zostaje czas tylko na wyjście, albo jeśli nie wychodzę, to nocne czytanie książek, oglądanie filmów (no bo nie będę katować sąsiadów z dołu odgłosami porządków podczas ciszy nocnej). Niby coś tam robię, ale i tak straciłam 3 godziny i jestem na siebie wściekła. Ale wyspana. Jakbym nie była wyspana, to byłabym wściekła, że jestem zmęczona. I koło się zamyka.
W każdym razie najważniejszy jest jeden, niezaprzeczalny fakt: mamy gorący, letni weekend i korzystajmy z niego pełną piersią! Nawet jak zatraciliśmy bezpowrotnie 3 godziny - wciąż jeszcze tyle przed nami!
Ruszam podbijać świat :D
Ogrodniczki - River Island
Top - H&M
Trampki - Converse
Zdjęcia: Arkadiusz Mejka