I BRING THE TROUBLE

Wielkimi krokami zbliżają się moje 22 urodziny. Stara się robię ciałem, ale totalnie nie duchem. Z tej okazji zaczęłam się zastanawiać, czy to nasze pokolenie tak ma, czy ja jakaś dziwna jestem, że mając lat 22 wciąż mam w sobie więcej z nastolatki/ dziecka niż z dorosłej normalnej osoby.
Jestem taka... "rozbebłana". Potrafię czytać książki dla nastolatków (teraz jestem w trakcie "Gry w Kłamstwa" - seriously?!), jaram się dziwnymi rzeczami, nie gotuję, Arek nie daje mi do prania swoich rzeczy, bo twierdzi, że na pewno źle je wypiorę. Prasować, to już w ogóle nie prasuje. Po co? Wyprostuje się na mnie. A jak się nie wyprostuje, to po prostu tego nie noszę. Albo wieszam tak, żeby wyschło już wyprasowane. 
Jak mam zły humor potrafię na "dobicie" obejrzeć "Króla Lwa" i "Pocahontas" - i za każdym razem płaczę jak Mufasa umiera, a John Smith opuszcza swoją ukochaną! BTW. John Smith to ideał mężczyzny, nie sądzicie?
Jeśli zamiast dobicia się, chce poprawić sobie humor, to sięgam po Mikołajka i bawi mnie niezmiennie od lat. Albo po "Szalone życie Rudolfa" - wszystkie części. Rudi moim bohaterem!
Na dobranoc (to chyba najbardziej kompromitująca część moich debilizmów) czytam... straszne historie. Z neta. Tak, serio. Nie wiem czemu, ale mnie usypiają...

I tak sobie siedzę i myślę, które urodziny będą tymi przełomowymi. Tą prawdziwą "18stką", która sprawi, że stanę się dojrzałym człowiekiem. A może ten czas nie nastąpi i całe życie będę tzw. "Piotrusiem Panem"?

Kardigan - no name
Top - H&M
Dół - koszula z house'a
Buty - www.buu.pl