Media, kolorowe magazyny, internet - ciągle zasypują nas albo samymi tragediami, albo wyidealizowanymi wizerunkami gwiazdek. Nie ma nic pomiędzy. I to i to wprawia nas w niezadowolenie, kompleksy, irytację na otaczający nas świat.
Ja jednak nie należę do zdystansowanych. Wychowałam się w czasach, gdy media dopiero zaczynały zasypywać nas pięknem, seksualnością, poradami "jak żyć". Początek był naprawdę ostry - w czasach zdobywania przeze mnie dojrzałości byłam ze wszech stron obsypywana roznegliżowaną, idealną Britney Spears, jeszcze bardziej roznegliżowaną Aguilerą, kontrowersyjną Madonną, której widok wprawiał w osłupienie, półnagimi i niezwykle seksownymi Pussycat Dolls i innymi równie boskimi ikonami popkultury lat 90 ubiegłego wieku i początku drugiego tysiąclecia.
Im dalej w las, tym było gorzej. Z roku na rok gwiazdki były coraz piękniejsze, bogatsze i lansowane jako wzór do naśladowania. A ja oczywiście chłonęłam ten wizerunek jak gąbka i chciałam być taka jak one (zawsze byłam podatna na złe wpływy; usilne starania rodziców, żeby wpoić mi dobre wartości i odciągnąć od tego całego bullshitu naprawdę niewiele dawały - zło i zepsucie przyciągało mnie jak magnes; właściwie do tej pory przyciąga...).
No i teraz są efekty oglądania MTV, youtube itp. - siedzę i narzekam, że wyglądam nie tak. A to włosy nie takie (ciągle uważałam, że mogę wyglądać lepiej, więc kombinowałam na wszystkie sposoby - i tak skończyłam pół łysa z debilnym garnkiem a'la Zagłoba na głowie), a to jestem za gruba (przytyłam 4 kilo i przeżyć nie mogę - mimo, że przed przytyciem miałam niedowagę), a to nie mam takich ubrań, jakie są "hot", a to nie mam figury seks bomby i pociągającej eteryczności Lany Del Rey.
Oczywiście moje niezadowolenie i zajmowanie się tylko i wyłącznie swoim wyglądem nie trwa cały czas, ale od jakiś 3 dni mam właśnie stan niezadowolenia ze swojej powierzchowności (co też przekłada się na niezadowolenie z wnętrza - no bo jakim jestem człowiekiem, że przeżywam, że nie wyglądam jak jakaś gwiazdka Hollywoodu?!?!).
Media nauczyły nas, że najważniejszy jest wygląd i ilość i jakość posiadanych przez nas dóbr materialnych. To jest straszne - zabijamy się, żeby mieć kasę na dobry wygląd i najnowsze gadżety. A po co? Przecież i tak zostaną z nas tylko zgniłe kości....
Zdjęcia - Arkadiusz Mejka