Bo ponoć tylko ja na takie pytanie udzielałam informacji o problemach gastrycznych, kilogramach wchłoniętego jedzenia i jego wpływie na mój przewód pokarmowy, o nierównej opaleniźnie Arka, o moim braku jakiejkolwiek opalenizny (pojechać nad włoskie morze i smarować się filtrem 50 oraz siedzieć pod parasolem to takie dziwne?!), o jeżowcu na którego Arek stanął, o gubieniu się arkowej Mamy (pozdrawiam i całuję!) w labiryncie, o jej przepysznych żeberkach i pancakach, o tym jak lody kokosowo-nutellowe zażegnały mój hipochondryczny kryzys (myślałam, że mam wstrząs anafilaktyczny po owocach morza - mimo, że nie jadłam ich pierwszy raz...). O zakupach, lodach, pizzach i tym, że nocami zamiast chłonąć wieczorną atmosferę Włoch, to oglądałam od północy do rana filmy (ale ile zaległości nadrobiłam!). O kole dmuchanym, na którym miałam dryfować po morzu i pić koktajle z palemką (nie udało się, bo mnie ciągle zrzucało na brzeg i tylko sobie tyłek kamieniami haratałam!). O tym, że wzięłam tylko dwie książki i musiałam je oszczędzać i tak je oszczędzałam, że w końcu przeczytałam tylko jedną i mały kawałeczek drugiej. I kurde teraz mi się przypomniało, że zapomniałam jej o rulonikach powiedzieć! W ruloniki składałam nasze rzeczy, żeby nam się w bagaż więcej zmieściło, bo problemem nie były kilogramy, ale objętość. Mój Dziadek Kaziczek mnie nauczył ruloników (on zawsze ma ubrania poukładane na ruloniki). I o wielu, wielu innych, zupełnie bezsensownych rzeczach.
Zatem jak widać - nie dorosłam chyba jeszcze do podróżowania, zwiedzania kapliczek (Pize uznałam za wyjątkowo nudną) i dostrzegania walorów podróżniczych.
Owszem podobało mi się, gdy kąpałam się w morzu i widziałam z drugiej strony, niemalże tuż za plażą, góry. Podobały mi się tajemnicze Ogrody Baboli we Florencji, górskie miasteczka, nadmorskie zabudowania, wycieczka rowerowa wybrzeżem o 7 nad ranem. Wenecja, którą widziałam już po raz drugi do której wrócę na pewno - klimat ma niepowtarzalny.
Ale mimo tych wspaniałych doznań estetycznych i tak stwierdziłam, że najważniejsze, co Karolina musi wiedzieć o mojej podróży, to problemy gastryczne... A może to przyjaźń tak działa? Że zaczynamy od najbardziej "wstydliwych" i dziwnych momentów, kończąc na tych normalnych? Mówimy czystą, żywą prawdę, bez upiększania? Nie mamy potrzeby robienia wrażenia, wzbudzania zazdrości, pokazania się? Tak, to chyba to. Przyjaźń to piękna sprawa. Równie piękna jak wakacje.
_______________________________________________________________________________
Wenecja. Miejsce niepowtarzalne, magiczne, z pięknym, romantycznym i "starym" klimatem. Dlatego również strój musiał być wkomponowany. Przecież nie można wędrować po Wenecji w szortach i sportowym topie - to czysta profanacja!
Inspiracja latami 50. Uwielbiam ten okres w modzie. Kobiecy, ale i zadziorny - mimo sukienek za kolana, często kwiatowych motywów. Kobiety miały wtedy pazur. Prawdziwy seksapil, zalotność i wdzięk. Z odrobiną słodyczy, ale przewagą pazura! O tak... boskie czasy!
Top - Tally Weijl
Spódnica - NN
Klapki - Pull & Bear
Okulary - Solano Eyewear