Pieniądze są fajne, umilają życie, ale do jasnej cholery są granice, których dla nich się nie przekracza! Niektórzy, gdy pojawi im się możliwość uzyskania kilku stówek po prostu wyłączają myślenie. A może w ogóle nie myślą? Gdy patrzę na to, co wyprawiają, to skłaniam się ku tej drugiej opcji...
Otóż ok. 2 tygodni temu dostałam "propozycję życia" - post sponsorowany za który mogłabym zgarnąć minimum kilkanaście stówek. Kuszące, prawda? Ale rzecz - a raczej usługa (?), sama nie wiem jak to nazwać - którą miałabym reklamować była poniżej jakiegokolwiek poziomu. Po pierwsze - reklamując taki shit czułabym się źle sama ze sobą. Po drugie - z szacunku do Was, czytelników, w życiu nie wciskałabym Wam takiego kitu. Nie powiem dokładnie o co chodzi, bo tym samym zrobiłabym reklamę, której tak się strzegę, ale uwierzcie mi, że to coś mega żałosnego, co nie ma nic wspólnego ani z modą, ani z urodą, ani z lifestylem (do którego dane "coś" tak bardzo pretenduje). Grzecznie więc odmówiłam, napisałam, że po zapoznaniu się z ofertą, nie wpisuje się ona w mój wizerunek. Jednocześnie śmiałam się w duchu, myśląc sobie "powodzenia, na pewno ktokolwiek na to pójdzie". I jakież było moje zdziwienie, gdy od około tygodnia niemalże codziennie natykam się na posty "znanych i lubianych polskich blogerów" właśnie na ten temat.
WTF?! Rozumiem, że pieniądze nie śmierdzą, że w dzisiejszych czasach każdy grosz jest na wagę złota (zwłaszcza, gdy coraz więcej firm proponuje jedynie współprace barterowe - tak, bo najem się ubraniami, nimi zapłacę fotografowi, opłacę domenę itp...), ale zostały mi wpojone podstawowe zasady odnośnie honoru, dumy, szczerości, szacunku i wiem, że niektórych rzeczy dla pieniędzy po prostu się nie robi.
I nie jest to też tak, że odmawiam łatwej kasy, bo mam wystarczająco. Jadę na wakacje za dwa miesiące i żeby było tak, jak chcę, to muszę dodatkowo zarobić akurat tyle ile zarobiłabym na tym poście. Potrzebuję pięknego trencza. Książek zawsze mam niedosyt. Muszę odmalować mieszkanie i kupić nową lodówkę. I co? Jednak zrezygnowałam z dóbr materialnych po to, by czuć się ze sobą fair. A mimo wszystko czuję niesmak, bo na świecie ( i to całkiem blisko mnie, w tym samym blogowym środowisku!) są ludzie, którzy nie wyznają podstawowych wartości. Których postawa w jakiś sposób wpływa i na mnie, mimo, że jestem zupełnie inna. Bo w końcu coraz częściej nie ocenia się jednostek, lecz ogół. I przez takie akcje do blogosfery zostanie przypięta kolejna zła łatka. A ja straciłam kolejny kawałeczek z mojej już i tak malutkiej wiary w ludzi.
________________________________________________________________________________
Idealna, oversizowa koszula. Do tego w mój ulubiony motyw bandamki. Znaleziona na dziale męskim w H&M za całe 79 zł. W tym samym dziale znalazłam również 2 oversizowe koszulki do kolan, bardzo dobrej jakości, z grubej, nieprzezroczystej, oddychającej bawełny (już je prałam i nic im nie było) za 39 zł każda. Od teraz jeśli będę szukać oversizowego basicu, to od razu kieruję się na dział męski. Lepsza jakość, lepsze ceny, większy wybór. Taka sama koszula na damskim (tfu, chciałabym, żeby była taka sama, są dużo gorsze jakościowo) kosztuje ok. 150 zł. Prześwituje, źle leży, ma dziwny krój. Koszulki, zwykłe, z naprawdę okropnego jakościowo materiału są po ok. 30 zł. Również prześwitują, również źle leżą. Nigdy więcej nie będę odwiedzać damskiego po basic!
Koszula - H&M
Spodnie - Zara
Torebka - Karl Lagerfeld
Okulary - Balmain
Zegarek - Daniel Wellington