Wszyscy żyją kolekcją Balmain x H&M. Ja oczywiście też. Ale zamiast pchać się w oszalały tłum zapalonych allegrowiczów postanowiłam polować przez Internet. Na całe szczęście zanim do tego doszło byłam już posiadaczką wymarzonej bluzy (o TEJ), dzięki przyjaciółce (Kinga autorka bloga Style-On), która kupiła ją dla mnie na przedsprzedaży. Uniknęła aż tak ogromnej hordy oszalałych młodych allegrowych biznesmenów, napatoczyło jej się tylko kilku modowych desperatów.
Gdy po raz pierwszy zobaczyłam kolekcję w Internecie, chciałam naprawdę wiele rzeczy. I uwierzcie mi, wydałabym majątek, gdybym mogła od razu kupić to, co chcę. Na szczęście dzięki upływowi czasu i uważnemu przyglądaniu się moim wyborom, doszłam do wniosku, że chcę tylko bluzę i czapkę. Trwałam w tym przekonaniu aż do środy, gdy zobaczyłam Kingę w TEJ marynarce! O matko, cudo!
Tak mi zawróciła w głowie, że od 9:30 w czwartek czatowałam na stronie H&Mu aż o 10:00 pojawi się kolekcja. O 9:40 padły serwery. Odświeżałam zawzięcie i nic. O jakiejś 10:15 przyszło mi na myśl, że spróbuję wbić się na strony innych państw. Wbiłam się na Chiny, wszystko było wyprzedane. Przez kolejne 15 minut próbowałam po kolei na wszystkie inne państwa, aż w końcu udało mi się dostać na stronę słowackiego H&Mu! Z tej adrenaliny i wszystkiego, to w minutę zaczęłam rozumieć słowacki, znalazłam moją marynarkę i do tego w moim rozmiarze! Wszystko ładnie, pięknie, wpisałam adres, tylko, że w kraju musiała być Słowacja! No trudno, zamówiłam do Warszawy na Słowacji. Teraz moim głównym hobby jest sprawdzanie maila, czy czasem nie wysłali mi już numeru listu przewozowego, żebym mogła zadzwonić do firmy kurierskiej i podać im poprawny adres. Bo H&M mi nie pomógł w tej kwestii... Obawiam się dodatkowo, że zorientują się, że Warszawa jednak nie leży na Słowacji i mi nie wyślą w ogóle! Ale liczę na to, że mają tak dużo wysyłek po wczorajszym szale, że a) wysłaliby paczkę nawet na księżyc byleby jak najszybciej się tego pozbyć b) mają głęboko gdzieś, czy paczka dojdzie, czy nie. Zatem trzymajcie kciuki!
Tak mi zawróciła w głowie, że od 9:30 w czwartek czatowałam na stronie H&Mu aż o 10:00 pojawi się kolekcja. O 9:40 padły serwery. Odświeżałam zawzięcie i nic. O jakiejś 10:15 przyszło mi na myśl, że spróbuję wbić się na strony innych państw. Wbiłam się na Chiny, wszystko było wyprzedane. Przez kolejne 15 minut próbowałam po kolei na wszystkie inne państwa, aż w końcu udało mi się dostać na stronę słowackiego H&Mu! Z tej adrenaliny i wszystkiego, to w minutę zaczęłam rozumieć słowacki, znalazłam moją marynarkę i do tego w moim rozmiarze! Wszystko ładnie, pięknie, wpisałam adres, tylko, że w kraju musiała być Słowacja! No trudno, zamówiłam do Warszawy na Słowacji. Teraz moim głównym hobby jest sprawdzanie maila, czy czasem nie wysłali mi już numeru listu przewozowego, żebym mogła zadzwonić do firmy kurierskiej i podać im poprawny adres. Bo H&M mi nie pomógł w tej kwestii... Obawiam się dodatkowo, że zorientują się, że Warszawa jednak nie leży na Słowacji i mi nie wyślą w ogóle! Ale liczę na to, że mają tak dużo wysyłek po wczorajszym szale, że a) wysłaliby paczkę nawet na księżyc byleby jak najszybciej się tego pozbyć b) mają głęboko gdzieś, czy paczka dojdzie, czy nie. Zatem trzymajcie kciuki!
Jeśli chodzi o kolekcję to budzi ona moje emocje nie tylko ze względu na projekty. Strasznie irytuje mnie ta cała nagonka, jak to "wielcy ludzie świata mody" pchają się jak plebs, żeby wydrzeć komuś z gardła produkt. Ważne jest, żeby każdy zrozumiał, że w tym tłumie desperatów nie było "wielkich ludzi świata mody". Ba nawet małych ludzi świata mody nie było. Byli Januszowie i Grażynki, którzy chcieli nałapać jak najwięcej, żeby wystawić drożej na allegro. Normalny człowiek nie wyszedłby z zakupami o wartości kilkunastu tysięcy. Kupiłby góra kilka rzeczy, które chce dla siebie, a nie zaopatrzenie do sklepu. Przez takich przedsiębiorców z bożej łaski ludzie, którzy doceniliby kolaborację, projekt, nie mają na to szans. I muszą zamawiać ze Słowacji...
_________________________________________________________________________________
Szukałam kozaków z dzisiejszej stylizacji od zeszłej zimy. Za kolano, w szpic, na obcasie ok. 6 cm, które nie kojarzą się z panią spod latarni. Do tego nie mogły wyglądać jak prosto z bazaru i odstraszać brakiem jakości. I w końcu, jakiś miesiąc temu znalazłam je w Zarze. Zara ma naprawdę dobre buty. Ładnie wykonane, w większości skórzane, o fajnych fasonach. Tak jak nie kupuje butów w innych sieciówkach, bo uważam je za shit, tak w Zarze często mnie urzekają. A z tymi po prostu nie mogę się rozstać! Noszę je do spódnic, sukienek, spodni, bluz, marynarek, no do wszystkiego. To pierwszy post z nimi, ale na pewno nie ostatni.
Chciałam jeszcze zwrócić Waszą uwagę na torebkę wyglądającą jak plecaczek. Wiecie, że lubię się wyróżniać, więc jak tylko ją zobaczyłam, to wiedziałam, że muszę ją mieć. Zwłaszcza, że jest to Marc Jacobs. Jest mała, ale pojemna, w dotyku wspaniała i mam pewność, że nie spotkam nikogo z taką samą. Dodatkowo pasuje do większości moich rzeczy i jest taka...inna. Uwielbiam!
Kurtka / Jacket - La Redoute
Sweter / Knit - Zara
Spódnica / Skirt - Zara
Buty / Boots - Zara
Torebka / Bag - Marc Jacobs
