WE MAKE THE RULES.... || ORANGE & GREY




Natknęłam się ostatnio na określenie "kidult", czyli połączenie angielskich słów "kid - dziecko" i "adult-dorosły". Definiuje ono osobę dorosłą pod względem wiekowym, ale nie chcącą za żadne skarby dorosnąć.  Czyli mnie! Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam, gdy znalazłam nazwę dla mojego stanu. Dobrze jest być zdefiniowanym. Zwłaszcza, że najbardziej "pasującym" do tej pory określnikiem było "infantylna". A wszyscy wiemy, że nie ma on pozytywnego wydźwięku. I jak dla mnie w ogóle nie opisuje zagadnienia. 
Infantylność kojarzy mi się ze słodkim głosikiem dzidzi piernik, która kupiła "stoliczek do saloniczku, ale mężuś na nią podniósł głosek, bo stoliczek nie pasował do dywanika i teraz ona pojechała do mamusi, żeby się poskarżyć".
 A "kidult"? to brzmi tak... trendy! Nic dziwnego, że od razu poczułam się kidultem. W końcu cała ja, to jedno duże dziecko. Gdy zobaczyłam, że w Biedronce są czekoladowe mikołaje Kinder i do tego tylko za 3,99 zł, to mało nie wyskoczyłam z siebie! Wzięłam tyle, ile udało mi się utrzymać w rękach, a potem radośnie hasałam z nimi po całym sklepie. Arek oczywiście piorunował mnie wzrokiem. Czego nie rozumiem, bo co z tego, że robiłam wstyd na całą Biedronkę, skoro byłam jednym wielkim szczęściem?! A do tego szczęścia była potrzebna tylko kinder czekolada! 
Niedawno powstała kolorowanka na podstawie Harry'ego Pottera przeznaczona do starszej młodzieży i oczywiście od razu ruszyłam po nią do księgarni. Wracając do domu tramwajem totalnie pochłonęło mnie przeglądanie obrazków i planowanie, który pierwszy pokoloruję. Tym razem na szczęście nie było ze mną Arka, bo raczej nie zniósłby dobrze mnie ubranej na czarno w skórę i futro, z czerwienią na ustach i paznokciach, przeglądającej kolorowanki z przygłupim uśmiechem szczęścia na twarzy. 
Ale, ale, gdy pokazałam mu bajkę "świat według Ludwiczka", to też się wciągnął i ekscytował. Zatem po prostu mamy inne dziecięce upodobania. On się cieszy na tatara tak jak ja na kinder czekoladę. 
I to jest fajne. Trzeba mieć w sobie tę dziecięca radość z drobiazgów. Iskierkę w oczach, uśmiech od ucha do ucha na twarzy, chęć skakania z radości. To uczucie rozpiera, daje energię, jest wręcz euforyczne. I na pewno nie jest infantylne. 



_________________________________________________________________________________



Nieczęsto decyduję się na odważniejsze kolory, a już na pewno nie na skórę w odcieniu neonowej pomarańczy. Ale tę spódnicę po prostu musiałam mieć. Wiecie, jak bardzo lubię skórę, asymetryczne cięcia i nietypowe projekty, więc oczywistym było, że dołączy do mojej kolekcji. Na pierwszy ogień poszło połączenie z szarością - nadaje delikatności, a równocześnie podkreśla głębię koloru. Sięgnęłam po jedną z wielu moich bluz, bo jak już wcześniej pisałam, to one są dla mnie jesiennym numerem 1. I jak widać dobrze się prezentują nawet ze skórzaną spódnicą w rażącym kolorze. 

Jest też drobna zmiana fryzury i powrót do okularów korekcyjnych. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo brakowało mi tego efektu, jaki dają!

Bluza - Calvin Klein
Futro - H&M
Botki - Roccobarocco
Okulary - Dolce & Gabbana