Spódnica z dzisiejszego looku musiała znaleźć się w mojej szafie bezwarunkowo. Jest zjawiskowa! Może niepraktyczna, może zbyt wieczorowa albo zbyt zwracająca uwagę, ale wspaniała. Uwielbiam ją tak bardzo, że noszę ją nawet na co dzień, a nie tylko na "większe wyjścia". Zresztą, każde wyjście może być "większe", wszystko zależy od nastawienia. Lubię celebrować swoje życie poprzez mój wygląd, więc jeśli mam ochotę iść na kawę w długiej spódnicy z falbaną, to po prostu to robię. I gdzieś mam, czy ktoś uważa to za stosowne, czy nie. Nie świecę tyłkiem, nie propaguję kontrowersyjnych haseł, nie ubrałam bieli na pogrzeb, czy sukienki w ananaski do biura. Jedynie zamiast jeansów wybrałam powłóczystą spódnicę, żadna to zbrodnia.
Jednak, gdy ludzie widzą mnie tak kroczącą centrum Warszawy - bądź co bądź centrum stolicy miasta europejskiego - to często mają minę, jakby jednak byli świadkami zbrodni. W gruncie rzeczy mi to nie przeszkadza, ponieważ czuję się ze sobą dobrze i nie mam potrzeby, by obce mi osoby również czuły się ze mną dobrze. Po prostu jestem zdziwiona, że w dużym, ponoć rozwiniętym i cywilizowanym mieście ludzie wciąż reagują na tak mały odstęp od normy. Bo nie oszukujmy się, to jest tylko i wyłącznie falbaniasta, koronkowa spódnica w środku dnia. Owszem wyróżnia się na tle dżinsów, ale nie mam wytatuowanej całej głowy nazistowskimi hasłami! A ludzie gapią się, szturchają, wskazują palcami, jakbym co najmniej stała naga, zlana krwią i z jednym okiem zamiast całej twarzy.
Chociaż z drugiej strony, gdy natykam się na dziunię w białych kozaczkach i panterkowych legginsach (obie rzeczy są tu metaforą dla odzień, które uważam za szczyt tandety i bezguścia; a uwierzcie mi ta lista jest dość długa, bo moje wymagania są dość osobliwe), to też nie mogę oderwać oczu od takiego "zjawiska". Może nie gapię się jak na splamionego cyklopa, ale zwracam uwagę i na pewno jestem zdegustowana.
Tolerancja to chyba jednak pojęcie względne. Albo ja jestem hipokrytą, jeśli chodzi o ten temat. Ale chciałam tu napisać epopeję o tym, jak to ludzie są nietolerancyjni na różnorodność i odmienność, a wychodzi na to, że ja też nie jestem. Bo czyż dziunia w panterkach w centrum Warszawy nie jest taką samą abstrakcją jak ja w balowej spódnicy? Dla mnie na pewno niesmaczną i odrażającą abstrakcją, a ja jestem we własnym mniemaniu kreatywnym i zjawiskowym indywiduum. Natomiast wcale nie muszę być nim dla innych. Mogę być równie niesmaczna i odrażająca, jak ta dziunia. I może prawdziwą tolerancją jest nie tylko tolerowanie dziuni, ale przede wszystkim tolerowanie tych zdegustowanych spojrzeń posyłanych w moim kierunku? Zrozumienie i zaakceptowanie, że jestem dla nich taką dziunią, a dziunia dla siebie jest kreatywnym i zjawiskowym indywiduum? A może chodzi tylko o ukrywanie swoich myśli i nie dawanie nikomu odczuć, że uważamy go za odmieńca? Wciąż nie wiem, czy tolerancja jest pojęciem względnym, ale na pewno trudnym. I być prawdziwie tolerancyjnym człowiekiem graniczy chyba z byciem świętym...
ENGLISH
This skirt had to find in my wardrobe unconditionaly. It's phenomenal! Perhaps impractical, maybe too refined but definitely great. I love it so much that I even wear it as casual piece of clothing, not only for special occasions. Besides, every occasion may be special, it all depends on attidute. I like to celebrate my life by my appearance, so if I want to go for a coffe in long skirt with frill, it's just what I do. And I don't give a damn if someone considers it as unappropriate. I don't show nudity or propagate controversial slogans. I only wear trailing skirt insted of jeans. It's not a crime I guess.
Spódnica / Skirt - H&M
Skórzana ramoneska / Leather jacket - La Redoute
Bluza / Sweatshirt - H&M x Balmain