Desperacja spowodowana tragicznymi warunkami atmosferycznymi sprawiła, że stałam się w tym tygodniu posiadaczką kolejnych dwóch futer i jednego puchowego płaszcza z ogromnym kapturem - również z futrem. Do tego przeogromny, grubo pleciony szal. Dalej trwają poszukiwania czapki i rękawiczek. Ale ten zakup chyba zostawię już na mój pobyt w górach, wtedy na pewno znajdę coś rewelacyjnego z wełny, z kożuchem, coś co będzie dawało i ciepło i efekt wow.
Robienie zimowych zakupów w styczniu może wydawać się osobliwe, ale jak do tej pory bardzo dobrze radziłam sobie z tym, co już mam w szafie i uważałam, że nie potrzebuję nic więcej. O ile kolejne dwa futra można nazwać fanaberią i zostały zakupione tylko dlatego, żebym mogła bardziej urozmaicić moje stroje, tak puchowa kurtka była niezbędna do przetrwania. Zwłaszcza, że jak już wcześniej wspomniałam za dwa tygodnie jadę w te nieszczęsne góry.
Wolałabym urwać się z tego mrozu i jechać gdzieś, gdzie jest ciepło. Ale nie. Całej reszcie zachciało się nart, łyżew, term (akurat to jest dobra opcja) i śniegu. Mnóstwa śniegu. Białej, zimnej, lepkiej papki, która wsypuje się do butów i zamienia w równie zimną wodę uprzykrzając tym samym życie. Nie wspomnę, że przez bity tydzień będę się czuć jak bałwan, a botki w panterkę i koronkowe sukienki zamienię na Emu, Moon Booty, Timberlandy i podkoszulki, swetry i jeszcze więcej swetrów.
No dobra, troszkę marudzę profilaktycznie, bo jednak miło będzie wyrwać się z miasta i odpocząć w pięknej scenerii. Nawet jak sceneria powoduje zamarzanie gili w nosie. Najwyżej "zamieszkam" w basenie termalnym, a reszta będzie zażywać sportu. I mieszkanie w góralskim domku, na wzniesieniu, z widokiem na góry i lasy też trochę mnie jara. Budzisz się, patrzysz przez okno, a tam ośnieżony stok oświetlony słoneczkiem! Tylko, żeby było to słońce. I ciśnienie powyżej 1000 hektopaskali, bo inaczej prześpię pół pobytu.
Tak, im dłużej o tym piszę, tym bardziej wierzę, że będzie super. Gra w Scrabble przy kominku, gorąca herbatka, pyszne jedzenie, cieplutki sweter, cudowne góralskie knajpki, świeże, rześkie powietrze. I towarzystwo ludzi, których kocham najbardziej na świecie. Tak. Zdecydowanie się cieszę i już nie mogę się doczekać.
Podkoszulka, bluza, cienki płaszcz z alpaki, ramoneska i futrzany szal. To dopiero są warstwy! Ale to jedyna opcja, żeby było mi ciepło i żebym wyglądała tak, jak chcę. Zatem zapewniam, że nie zmarzłam, mimo, że strój nie wygląda na stricte zimowy.
_________________________________________________________________________________
Podkoszulka, bluza, cienki płaszcz z alpaki, ramoneska i futrzany szal. To dopiero są warstwy! Ale to jedyna opcja, żeby było mi ciepło i żebym wyglądała tak, jak chcę. Zatem zapewniam, że nie zmarzłam, mimo, że strój nie wygląda na stricte zimowy.
Jak widzicie znowu łączę printy i poczynam sobie chyba coraz odważniej, bo weszłam w kolor! I to jaki. Krwista czerwień i jeszcze wzór w cętki. A na górze czarno - białe zygzaki. Jak dla mnie jest moc.
ENGLISH
T-shirt, sweatshirt, thin alpaca coat, leather jacket and fur shawl. This is the real layering! It's necessary for me to wear so many clothes, beacuse winter in Poland is very cold. Of course I could just wear cozy knit and winter jacket, but I want to enjoy my styling even there is bad weather.
As you see I'm still playing with prints. And this time I go a little further - I add the color and I think is the one of the strongest. Bloody red. With leopard print on it. And black and white zigzags on top. I think it's pretty awesome. And you?
Bluza / Sweatshirt - H&M x Balmain
Płaszcz / Coat - my saru
Ramoneska / Leather jacket - La Redoute
Spódnica / Skirt - H&M
Kozaki / Boots - Zara