Druga część zdjęć z wyjazdu do Paryża (-> pierwsza). Tym razem głównie Paryż nocą. Muszę przyznać, że wieczorne spacery podobały mi się bardziej. Zapewne przez to, że dni były pochmurne i mgliste, a przez to pozbawione uroku. Za to światła rozjaśniające mrok nadawały klimatu.
Gdzie poszliśmy od razu po przylocie? Oczywiście, że do dzielnicy czerwonych latarnii zobaczyć Moulin Rouge! To takie oczywiste miejsce. Założę się, że każdy normalny człowiek znajdując pierwszy raz w jednym z najpiękniejszych miast Europy, postanawia, że najpierw musi zobaczyć francuskie burdele i sex shopy...
Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Może poza tym, że uwielbiam film oraz "legendy" na temat tego miejsca. A że dolecieliśmy wieczorem, a Moulin Rouge najlepiej zwiedzić nocą, to tak jakoś wyszło, że było to pierwsze znane miejsce, które odwiedziliśmy.
Gdy już mieliśmy dosyć półnagich kobiet zachęcających do wstąpienia do klub, wszechobecnych dildo w kształcie Wieży Eiffla i oślepiających neonów, wybraliśmy się do Luwru. A raczej przed, bo był zamknięty. Zwiedzanie muzeum, tak samo jak i wjazd na Wieżę Eiffla musieliśmy niestety przełożyć na kolejną wizytę w Paryżu (którą planuję na końcówkę lata / początek jesieni). Jako podsumowanie tego faktu nasuwa mi się, że zachowaliśmy się jak stereotypowi Polacy - widzieli francuskie domy publiczne, ale jednego z największych muzeów na świecie już nie. Ale bardzo chcieliśmy, naprawdę! Tyko było za mało czasu, a na zwiedzenie Luwru potrzeba całego dnia. A Wieża, jak już pisałam, tonęła we mgle. Zatem zostało nam Moulin Rouge.
Właśnie, jeszcze nawiązując do Moulin Rouge. Całą wycieczkę radośnie śpiewałam sobie "Lady Marmalade", a zwłaszcza wers "Voulez-vous coucher avec moui ce soir?". Dopiero trzeciego dnia Kajka raczyła mnie oświecić, co ten zwrot oznacza - "Czy chciałby pan ze mną spać dziś wieczorem?". Wstyd i hańba. Aczkolwiek było to dość zabawne.

Po Paryżu poruszaliśmy się głównie metrem. Po pierwsze mieliśmy je zawsze pod samym nosem, a po drugie naprawdę szybko i łatwo się przemieszczać w ten sposób. Wiele razy słyszałam ludzi narzekających na francuskie metro, jakoby było a) trudne w obsłudze b) drogie, ale ja uważam odwrotnie. Poruszanie się w metrze i znalezienie odpowiedniej linii i trasy jest bardzo proste dzięki wielu kierunkowskazom, mapkom oraz punktom informacyjnym. A jeśli chodzi o cenę, to jest mniej więcej w takiej samej cenie jak metro warszawskie.
Sekwana robi zdecydowanie większe wrażenie nocą dzięki pięknie oświetlonym mostom i łodziom wycieczkowym.
Notre Dame widywaliśmy bardzo często, ponieważ mieszkaliśmy w pobliżu. Zapewne dzięki temu udało nam się zwiedzić katedrę bez przeszkód. Coś pięknego! Katedra jest tak wielka, że nawet tłumy ludzi nie były szczególnie przytłaczające.
Galeria Lafayette, czyli jak zniechęcić zakupoholiczkę do zakupów. Sam budynek, architektura, wystrój były zniewalające. Galeria handlowa z balkonami na miarę oper i najlepszych teatrów oraz witrażową kopułą, to naprawdę coś, co robi wrażenie. Jednakże ogrom i ilość ludzi strasznie mnie przytłoczyły. Po 15 minutach chciałam już tylko wyjść i znaleźć jakąś przytulną i spokojną kawiarenkę, żeby odpocząć. Możliwe, że problemem był okres przedświąteczny i dlatego w Lafayette były takie tłumy. Ale mimo wszystko nie wydaje mi się, żeby robienie zakupów w dziesięciopiętrowym budynku było czymś przyjemnym.
Na koniec kilka zdjęć wynajmowanego przez nas loftu. Zamiast szukania hoteli, czy hosteli polecam Wam właśnie wynajęcie mieszkania. Ogłoszeń jest całe mnóstwo, ceny są bardzo przystępne, a wnętrza jak widzicie cudowne. Kajka i Arek znaleźli duży, dwupiętrowy loft, w 4 dzielnicy Paryża i byliśmy naprawdę zachwyceni. Ja zwłaszcza, bo był kozioł, drabinka, linka do wspinania się i futrzasty telefon. Naprawdę interesujące wnętrze, podejrzewam, że przy kolejnej wizycie ponownie je wynajmiemy. Nie ma co kombinować - jak się znalazło dobre miejsce do spania, to trzeba być mu wiernym!
Podsumowując - wyjazd był wspaniały, Paryż jest wspaniały. Moje marzenie się spełniło, a stolicę Francji polubiłam tak bardzo, że planuję kolejną wizytę od momentu, gdy ją opuściłam. Drugie miejsce na świecie, zaraz po Włoszech, do którego chcę wracać tak często, jak to tylko możliwe.
A propos Włoch - już w kwietniu lecimy tam na 10 dni na wycieczkę objazdową - Mediolan, Como, Portofino, Mała Italia, a w sierpniu będziemy wygrzewać się na Sycylii. Podejrzewam, że jesteśmy nienormalni wyruszając do Włoch z jakiś piąty rok z rzędu, ale tak uwielbiam ten kraj, że nawet nie kusi mnie, żeby odkryć coś nowego. Zwłaszcza, że w tamtym roku oprócz Włoch wybraliśmy jeszcze m.in. Grecję i jakoś nie zapałałam wielką miłością. Wręcz po kilku dniach żałowaliśmy, że nie jesteśmy we Włoszech. Myślę jednak, że to dobrze mieć "swoje" miejsce i wiedzieć, że na pewno tam odpoczniemy i będziemy dobrze się bawić. Gdy ma się tylko kilka tygodni w roku na odpoczynek, to warto wybrać sprawdzone miejsce. Oczywiście mimo wszystko będziemy otwierać się na nowe. Ale Włochy są stałe i niezmienne. I może Paryż, a potem inne miejsca we Francji dołączą do naszej stałej trasy wycieczkowej. Mam nadzieję.