Moja produktywność zdecydowanie wzrosła od ostatniego posta, ale nie będę kłamać - "the struggle is real", jak to mówią za oceanem. Walczę sama ze sobą, by nie rzucić tego w diabły i się zdrzemnąć. Jednak mam kilka argumentów przeciw temu rozwiązaniu, w tym dwa kluczowe. Pierwszy - z samego rana (o 11:00) oczyściłam twarz i wklepałam serum, które ma uczynić ze mnie Angelinę Jolie z lat 90, więc nie mogę się położyć, bo serum wsiąknie w poduszkę zamiast we mnie. Drugi - wiem, że będę potem na siebie wkurzona, że nie skończyłam posta, bo efekt finalny zawsze mnie raduje, a jego brak irytuje. Muszę więc powstrzymać opadające powieki i wytrwać kolejny kryzys. I wyłączyć HBO w tle, bo dalej oglądam nieprzydatne dokumenty. Ale jak to dumnie brzmi - "dla przyjemności oglądam programy dokumentalne". A potem jest źle, gdy ktoś zapyta jakie - "a ostatnio o nieletnich schizofreniczkach, które próbowały zabić koleżankę, bo fikcyjna postać z Internetu im kazała". Cóż... nikt nie jest idealny!
Izolację społeczną zaakceptowałam już w pełni i bardzo polubiłam. Pewnie dlatego, że właściwie przymusowa izolacja już nie istnieje i to ja jestem panią i władczynią tego, czy wyjdę z domu, czy nie wyjdę. Zazwyczaj nie wychodzę. Na pewno nie tam, gdzie jest dużo ludzi i gdzie są blisko mnie.
Dziś zdecydowaliśmy się iść do restauracji (w części na świeżym powietrzu) i gdyby nie kilka uwag co do dezynfekcji (ale tylko ja widziałam niedociągnięcia, innym to zdecydowanie wisiało), to byłabym zachwycona! Mało ludzi, stoliki daleko od siebie, szybka obsługa, brak drących się dzieci. No mówię Wam, gdyby dezynfekcja była po mojemu, to byłby raj ;)
Wypad, który muszę odbyć, a który mnie niepokoi, to wizyta u do ortodonty. Mam z nią problem przez moją wybujałą wyobraźnię. Po prostu umysł podpowiada mi, że leżenie przez 30-60 minut z otwartym otworem gębowym podczas, gdy ktoś się nad owym otworem pochyla w odległości maksymalnie pół metra, nie może być bezpieczne w tych czasach. Nawet jeśli pochylający się jest w ubranku kosmonauty. Nie będę nawet próbowała wytłumaczyć mojego toku rozumowania, bo na bank się zgubię próbując ubrać to w słowa. Ale w mojej głowie ma to 100% sens!
W weekend opuściłam swoje zamczysko, by zrobić zdjęcia. W nadchodzący mam te same plany. Musimy wykazać się większą kreatywnością przy tworzeniu fot, bo za tło służą nam bezludne zaułki, w których można zdjąć maseczkę. Ta część aktualnej sytuacji akurat mi się nie podoba - musiałam zmienić palmy, oceany i zabytkową architekturę na obskurne bramy. Ponownie - "the struggle is real".
Spotkałam się też w końcu z moją Mamą! W połowie drogi między moją miejscowością rodzinną a Warszawą, na parkingu przed McDonaldem, stojąc na świeżym powietrzu, 2 metry od siebie, w maseczkach. Było bardzo dziwnie, ale i tak ogromnie się ucieszyłam, że ją widzę! Moja Mama jest w grupie ryzyka, więc te wszystkie środki ostrożności uważam za konieczne. Mamy jednak plan, żeby te zamaskowane spotkania na odległość uczynić przyjemniejszymi poprzez wybór miejsca na łonie natury i wzięcie ze sobą składanych krzesełek. Jak będzie ładna pogoda, to może zapomnimy o niedogodnościach.
Te wszystkie zmiany uświadomiły mi, że człowiek szybko adaptuje się w nowej sytuacji, ale jednak nie zapomina o "normalności". Jedynie uczy się ją bardziej doceniać. Uwierzcie mi, że zarówno spotkanie z Mamą, jak i dzisiejszy wypad do restauracji były dla mnie niemal tak wspaniałe jak podróże po świecie. Cudownie jest znów cieszyć się z rzeczy, które kiedyś były oczywistością.
________________________________________________________________________
________________________________________________________________________
Zauważyłam, że w moim stylu mam "fazy". Jakaś tendencja podoba mi się tak bardzo, że skupiam tworzenie garderoby wokół niej, przemycam ją prawie w każdej stylizacji i myślę sobie, że "to jest to", będę nosić te rzeczy już na zawsze. Ale nagle pojawia się kolejny trend i tamten idzie w zapomnienie. Wręcz go neguję i myślę sobie - jeny, po co ja się tak fiksowałam na tym punkcie? Zamiast jednak nauczyć się na własnych błędach, ponownie koncentruję się przez dłuższy na jakimś motywie przewodnim i wpasowuję go w swój styl. A potem widzę gdzieś jedną rzecz w trendzie, który uwielbiałam x lat temu i moje modowe przygody zataczają krąg.
Właśnie wróciły czasy czarno-białych total looków. Jakbyście się jeszcze nie domyślili po zdjęciach. Tę fazę przechodzę odkąd tylko świadomie zaczęłam kombinować z modą. Ostatnio wzmożone zainteresowanie monochromatycznymi zestawami wykazywałam w 2018. W tym roku wystarczyło, że ujrzałam na Zalando bluzę z dzisiejszej stylizacji i się zaczęło. Po bluzie znalazłam torebkę, czaję się jeszcze na spodnie od kompletu do bluzy, ale są wykupione oraz na czółenka Paso-a-Paso, o których pisałam w poprzednim poście.
Moje fascynacje zazwyczaj mają niewiele wspólnego z aktualnymi trendami, ale w tym roku się wstrzeliłam - to nieśmiertelne połączenie widoczne było na wybiegach Chanel, Alexandra McQueena, czy Michaela Korsa (pamiętajcie, że MK to nie tylko okropne torebki i zegarki wysadzane kryształkami, ale też naprawdę ciekawe projekty na światowym poziomie; wspomniane torebki i zegarki są tak popularne, bo są stosunkowo tanie i dają przeciętnemu człowiekowi poczucie, że kupił sobie coś luksusowego).
Czarno-biała stylizacja może być w paski, kropki, w paski i kropki jednocześnie, w bloki tych dwóch kolorów (jak szyte pół na pół torebka i bluza w moim zestawie), pepitkę, łaty, ciapki, zygzaki. Może być też stworzona z jednolitych elementów zestawionych ze sobą na zasadzie kontrastu. Nie musicie nawet kupować nowych produktów, a wykorzystać te, które macie w szafie.
Jeśli jednak chcecie zaszaleć i kupić sobie czarno - białe ubranie lub dodatek, to pod zdjęciami looku znajdziecie przewodnik po najciekawszych monochromatycznych smaczkach dostępnych w sklepach internetowych. A do tego autorskie zestawy i porady, jak dostosować czarno-biały trend do swojego stylu. Nie ma jednak w tym zestawieniu printów. Ani groszków, ani pasków, ani krop. Jedynie ubrania z blokami tych kolorów. Wykorzystanie np. grochów, które są teraz bardzo popularne byłoby pójściem na łatwiznę. Zwłaszcza, że w głównej stylizacji pokazałam, jak łączyć dwukolorowy element z wzorem.
Zanim więc przescrollujecie na dół, to omówię jeszcze propozycję dopasowaną do mojego stylu. Wiecie, że lubię, gdy jest kobieco i trochę glamour. Lubię też udowadniać, że większość rzeczy z naszych szaf ma różnorodne zastosowania. Bluza dresowa (dosłownie od dresu!) prezentuje się równie świetnie w stroju wręcz eleganckim. Nie jest to typowo biznesowa kreacja, ale jeśli nie macie bezwzględnego dress codu, a Wasze stanowisko nie wymaga przysłowiowego "krawatu", to śmiało możecie prezentować się tak na spotkaniach służbowych, następnie kawie z przyjaciółką, a wieczorem jeszcze na randce w koktajl barze.
Gładka i klasyczna fryzura "łagodzi" sportowy charakter topu, tak samo elegancka spódnica z satynowanej tkaniny, delikatne buty na obcasie i kobieca, niewielka torebka. Według mnie całość robi mega wrażenie! Glam rodem z fashion weeka, który można wykorzystać w "normalnym" życiu.
A z czym jeszcze możecie zestawić tę bluzę i jak stworzyć czarno-biały look nie wykorzystując printów, a jedynie odzież i dodatki w bloki tych dwóch kolorów? Tego dowiecie się już pod koniec artykułu!
bluza - adidas Originals
spódnica - Sfera
torebka - DKNY
buty - Zara
pasek - Gucci
torebka - DKNY
buty - Zara
pasek - Gucci
Ważna zasada dotycząca wszystkich looków z tego posta - w stylizacji musi być użyty JEDEN ODCIEŃ BIELI. Jak dacie śnieżną biel i ecru, to będzie źle. Jak biel z żółtymi tonami zestawicie z bielą o niebieskich tonach, też będzie źle. Biel ma być bieli równa. Minimalne różnice są akceptowalne, bo wiem, że bardzo trudno jest znaleźć produkty o takim samym odcieniu bieli. Ale żeby te różnice nie gryzły w oczy!
Wygoda, styl i moda w jednym. W takim secie nie znikniecie w tłumie. Nie jestem fanką dresów ani stylu sportowego, ale jeśli uda mi się w końcu znaleźć te spodnie w moim rozmiarze, to uwierzcie, że będę nosić ten komplet non stop. Ze złotą, wyraźną biżuterią, torebką na łańcuszku (poniżej bardziej "casualowa" propozycja), conversami, przeciwsłonecznymi okularami i niskim, gładkim kokiem. I oczywiście z czerwienią na ustach! Bo liczę, że już niebawem będę mogła pokazywać usta. A jak nie, to sama świadomość, że pod maseczką mam krwistą czerwień też dużo daje.
Żeby nie wyglądać jak typowa "glam" dresiara z Instagrama, odradzam: wielkich sneakersów z podeszwą jak opona od traktora; wysokiego koka wielkości drugiej głowy; warkoczyków rodem z hip-hopowych teledysków; mocnego makijażu; nerki; kapelusza rybackiego; czapki z daszkiem.
bluza - adidas Originals | spodnie - adidas Originals | torebka - Balagan Studio | kolczyki - KOPI | trampki - Converse
Połączenie spodni dresowych i butów na obcasie kiedyś było bardzo modne, potem bardzo kiczowate, a teraz można uznać, że jest już modowym standardem. Osobiście stosuję je z przerwami właściwie od początku blogowania. Żeby nie popełnić gafy trzeba podchodzić do tej tendencji ostrożnie. Najłatwiej jest unikać "typowości" - czyli typowo sportowych spodni i typowo eleganckich butów. Wybierać niebłyszczące materiały, nienachalne kolory. Dla mnie przepisem na sukces są szerokie spodnie dresowe do odkrytych szpilek, a obcisłe spodnie dresowe do luźniejszych botków.
Nieskromnie przyznam, że ten set jest mistrzostwem. Widzę siebie w nim i w podróży (którą mam nadzieję niedługo odbędę...) i na kawie i na spotkaniu biznesowym. Proszę, niech gdzieś będą te spodnie w rozmiarze 38!
Zamiast marynarki i koszulki, możecie dać koszulę oversize o dłuższym kroju lub pudełkową koszulę oversize o długości do talii. Jeśli obcas jest dla Was nie do przyjęcia w takim wydaniu, to równie dobrze mogą być trampki lub baletki z gładkiej skóry.

Dla fanek elegancji w stylu Chanel. Torebka "bagietka", przedłużany kardigan z lamówkami, zapinany na ozdobne guziki, biała mini i dwukolorowe czółenka tworzą bardzo elegancką i stylową mieszankę.
Żeby całość wyglądała dobrze, a nie kiczowato (bo jak to często u mnie bywa, mój pomysł jest milimetry od kiczu), kardigan musi być oversize, nie może podkreślać figury, ma na niej "wisieć", fryzura musi być gładka i prosta, makijaż lekki. A z biżuterii najlepiej zrezygnować, bo jak się jeszcze obwiesicie złotem albo perłami, to może być jak z "Mody na sukces".

Look jeszcze bardziej odważny niż spodnie dresowe + szpilki. Tym razem nie dość, że "białe kozaczki", to jeszcze spodenki bermudy, które nie mają w Polsce zbyt wiele fanek. Nie dziwię się, bo są dość trudne i niewdzięczne dla sylwetki. Warto jednak zaryzykować stworzenie z nimi luźnego stroju podkręconego dodatkami. Oversizowa bluza o przedłużonym kroju zestawiona z luźnymi bermudami da klimat niewymuszonej, codziennej elegancji, natomiast "odjechane" buty i torebka pokażą, że lubisz modę i nie boisz się z nią eksperymentować.
Jeśli jednak białe botki (bo to jednak są botki nie kozaki) to dla Ciebie dużo za dużo, zamień je na czarne. Albo na baletki. Trampki też będą super.